piątek, 10 kwietnia 2015

XII: Koral i krew

Allison
Spojrzałam wymownie na Sarah, a ona pokręciłą głową.
-Zmywajmy się. Przegadamy to w twoim pokoju.
 Skinęłam głową i wymknęłyśmy się z pokoju monitoringu. Wbiegłyśmy po schodach, a w końcu dotarlyśmy do mojego pokoju. Sarah usiadła na łóżku, a ja przysunełam sobie krzesło tak, że siedziałam teraz naprzeciwko przyjaciółki.
-Nie słyszałam głosu- ponownie powtórzyłam swój jedyny argument.
-Ale widziałaś minę Ashtona- nie odpowiadałam, uniosła jedną brew.-Allison, wiem, że jesteś w nim zakochana, ale...
-Nie jestem w nim zakochana- szybko zaprzeczyłam.
-To dlaczego ufasz mu bardziej niż Davidowi?
-Bo znam go dłużej. Myślisz, że komu ufam bardziej? Tobie czy Chloe?- nie odpowiedziała.
-W takim razie to do niej udaj się z problemami- prychnęła.
-Po prostu zadajesz durnowata pytania- mruknęłam.- Komu byś bardziej wierzyła? Przyjaciółce, którą znasz od wieków czy nowo poznanej wampirzycy?
-Wampirzycy.
-Gadasz tak, żeby mnie upokorzyć- warknęłam.
-Mówię to, żeby przemówić Ci do rozsądku Allison.
-Jeżeli się zgodzę, że Ashton ma mnie za swoją…
-Niewolnicę? Powiesz, że nie chcesz go znać.
-Jasne.
                                                                   **
   Wyszłam z pokoju. Stanęłam za drzwiami i przystanęłam. Gdzie powinnam pójść? Pieprzyć zasady. Zbiegłam po schodach i po upewnieniu się, że nikt nie stoi na przeszkodzie wyszłam z budynku. Miałam ochotę walnąć się w czoło. Zacznę płonąć czy błyszczeć? Nie pamiętam już. Na szczęście słońce było za chmurami i kropił deszcz. Założyłam na głowę kaptur bluzy. Postanowiłam przejść się po okolicy. Organizacja była pięciopiętrowym, ceglanym budynkiem. Jak już przejmę władzę, to nieźle to odświeżę.
-Cholera, Allison- warknęłam sama do siebie- nie chce przejąć tej organizacji.
   Od drzwi wiodła kamienista ścieżka, wokół której rozło mnóstwo drzew, krzeków i innych pierdół.  Podążyłam dróżką.  Doprowadziła mnie do bramy. Organizacja była otoczona wysokim, metalowym murem. Pociągnęłam drzwiczki- zakmnięte. Przecież jestem wampirem. Silniejszym niż inni. Wdrapalam się po bramie w górę, a potem zeskoczyłam. Moje stopy dotknęły ziemi. Włożyłam ręcę w kieszeń i ruszyłam przed siebie. Nie zwracałam na nic uwagi, po prostu zachwycałam się tym co widzę. Wpadłam na durny pomysł. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam biec w stronę lasu. Wydawało mi się, że jestem szybsza niż… sama nie wiem. Po prostu byłam mega szybka, a ani trochę się nię męczyłam. W lesie zaczęłam kręcić się wokół własnej osi śmiejąc się w niebogłosy.  Uświadomiłam sobie jedno: byłam głodna,  a w lesie są zwierzęta. Zaskoczona swoimi umiejętnościami i zmysłami z  łatwością wyczułam jelenia. Prowadzona przez przeczucie i węch ruszyłam przed siebie. Długo to nie zajęło i już po chwili moim oczom ukazało się pięknę i dumne zwierzę. Wzięłam głęboki wdech i pobiegłam. Rzuciłam sięna zwierze, które upadło na ziemię. Okazałam kły i wbilam się w ciało jelenia. Zaczęłam ssać, a moje ciało wypełniły  radość i siła. Gdy wyssałam życie ze stworzenia wytarłam usta ręką. Byłam. Potworem. W tamtej chwili jednak mnie to nie interesowało. W tamtej chwili czułam się na siłach wygarnąć wszystko Ashtonowi, Panu Adamsowi…  Zauważyłam, że się ściemnia. W myślach strzeliłm sobie dłonią w policzek. Allison! Jesteś wampirem. Pomimo tego kompletnie nie byłam przyzwyczajona do nocnego trybu życia. Chyba będę dziwnym wampirem. Naciągnęłam mocnej kaptur i włozyłam dłonie w kieszenie. Wracałam do Organizacji ponownie oceniając naturę. Gdy doszłam do bramy uważnie się rozejrzałam. Widziałam jednego kolesia, ale on chyba nie specjalnie dobrze wykonywał swoje obowiązki, więc z łatwością wślizgnęłam się do budynku. Szybkim krokiem pokierowałam się do gabinetu pana Adamsa. Bez pukania otworzyłam drzwi. Wyglądał na zaskoczonego.
-Nie chcę przejąć tego szajsu- warknęłam.
-Allison…
-STOP! TERAZ JA MÓWIĘ!- wrzasnęłam.- NIE CHCĘ TEJ PIEPRZONEJ ORGANIZACJI. MOŻE PAN SOBIE WSADZIĆ JĄ GDZIEŚ! NIE JESTEM NICZEMU WINNA!
-Uspokój się!- uniósł głos.- Porozmawiamy o tym wkrótce, teraz nie mam siły.
-Wal się- rzuciłam przez ramię wychodząc.  Byłam pewna, że mnie nienawidzi.
   Wpełzłam na górę i zaczełam szukać pokoju Ashtona. Przez przypadek raz weszłam do kwatery  jakiejś rudowłosej wampirzycy mizdrzącej się z chłopakiem. Zostałam obdarzona lodowatym uśmiechcem, uśmiechnełam się i wyszłam.
   Ashton nie może przyjść do mnie, ale ja wcale nie musiałam wiedzieć o tym zakazie. Za drugą próbą odnalazłam go. Siedział wyciagnięty na łóżku i oglądał sufit.
-Ashton. Musimy pogadać- wyparowałam zamykając za sobą drzwi.
-Allison!- wstał z łóżka. Wyciągnął do mnie ręcę na co ja pokręciłam głową.
-Wiem o wszystkim Ash. Zapamiętaj jedno: nie jestem niczyją własnoscią.

niedziela, 29 marca 2015

XI: monitoring

David
-Podsumowując: Ashton jest skończonym dupkiem, który uważa Allison za swoją własność  i tylko czeka, żeby ją wykorzystywać?
-No, mniej więcej- mruknąłem.- Trzeba o tym komus powiedzieć.
-Allison?
-Żartujesz? Pomyśli, że jestem zazdrosny albo coś.
   Sarah parsknęła śmiechem. Opadła na łóżko obok mnie i oparła się o ścianę.
-Przejmujesz sobie co ona o tobie pomyśli?- skinąłem głową.- Gdyby ci na niej zależało ostrzegłbyś ją przed Ashtonem, a nie martwił sie, że cie nie polubi.
-Nie zrozumiesz- warknąłem i zobaczyłem, że Sarah wychodzi.- Gdzie idziesz?
-Powiedzieć Allison.
Allison
  Trzasnęłam drzwiami do pokoju i rzucilam się  się na łóżko. Przez chwilę gapiłam się w sufit po czym przypomniałam sobie o czymś. Długimi susami podeszłam do biurka i otworzyłam szufladę, na szczęście: mój telefon i słuchawki nadal tam były, więc bez wachania wyciągnęłam je. Opadłam ponownie na łóżko .Przesunęłam playlistę do mojej ulubionej piosenki, wetchnęłam słuchawki w uszy i za chwilę już słyszałam Linkin Park: Numb. Podgłosnilam muzyke i zamknęlam oczy. Nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam.
                                 ***
  Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zaspana mruknęłam pod nosem „otwarte” i zignorowałam wszystko co działo się wokół mnie. Po chwili jednak pukanie się nasiliło. Odłączyłam słuchawki, z których wciąż wydobywała się muzyka i schowałam sprzęt pod koc. Wciąż nie byłam pewna, czy przetrzymywanie tego w Organizacji jest dozwolone. Podreptałam do drzwi i otworzyłam je. W progu stała lekko uśmiechająca się Sarah. Kiwnęłam głową i wróciłam na łóżko, a przyjaciółka dosiadła się do mnie. Od razu zauważyłam, że robi coś dziwnego. Włożyła sobie ręcę pod bluzkę, a ja spojrzałam na nią unosząc brwi. Sarah tylko wystawiła język i w tym samym momencie zaczęła machać woreczkami z krwią przed moimi oczami. Odebrałam jeden i otworzyłam zębami. Żarliwe wypiłam całą zawartość. Moja przyjaciółka robiła to wolniej. Gdy skończyła od razu zapytałam:
-Skąd to wzięłaś? Pan Adams nie daje krwi nowym wampirom. Miałyśmy wytrwać, by wytrzymać rządze krwi- ostatnie zdanie wypowiedziałam udając głos Pana Adamsa.
-David mi dał- wzruszyła ramionami.
-Nie gadajmy o nim- warknęłam.- Podsłuchiwał nas! Co jeżeli zostawi nas jak Chris? Jeżeli nas szpiegował?- podciągnełam nogi pod brodę i objełam je ramionami.
-Na pewno nie- pokręciła energicznie głową.- Nie wszedł drzwiami, bo on I Ashton miał swego rodzaju szlaban.
-Szlaban?
-Tak! Szlaban. Pobili się o ciebie.
-O mnie?
-Przestań zadawać pytania I posłuchaj! Ashton powiedział do Davida, że nie ma co się do ciebie ślinić, bo I tak jesteś jego własnością.
-Cholera- syknęłam. –Nie broń go.
-Nie bronie!- wybuchnęła.- Allison, zrozum, że nie każdy jest tu by ci przeszkodzić! Może Ashton nie jest już taki jak kiedyś?
-Nie znasz go.
-Nie, ale to jak się zachował mi wystarczy. Jeżeli mi nie wierzysz, mogę ci to udowodnic.
-Jak?
-Mają tu kamery, nie? Wykniemy się do pomieszczenia z monitoringiem I poszukamy nagrania z tamtego dnia.
-Jak chcesz to zrobić?
                           ***
  Staralyśmy się zachowywać normalnie. Na holu jednak zaczepił nas Pan Adams.
-Allison? Przyjdź jutro rano do mojego gabinetu. Chcę porozmawiać o twojej nowej naturze.
-Dobrze- skinęłam głową.
       Odszedł, a my odetchnęłyśmy z ulgą, że nas nie zatrzymywał.  Przyśpieszyłyśmy. Gdy znaleźliśmy się pod pokojem, Sarah mruknęła coś o odwróceniu uwagi I kazała mi się schować.  Ukryłam się za kolumną, a ona podbiegła w drugą stronę I zaczęła krzyczeć, jagby ktoś ją zarzynał. O mało nie wybuchnęłam śmiechem. Facet, który siedział w monitoringu zdziwiony poszedł w kierunku, z którego dobiegały wrzaski. W tym momencie wyskoczyłam zza kolumny I wpadłam do pomieszczenia. Dopadłam komputer. Na pulpicie było mnóstwo folderów z liczbami. Łatwo odgadłam, że są to lata, więc o tworzyłam folder 2013. Bylo w nim kolejne mnóstwo folderów, tym razem z nazwami miesięcy. Odnalazłam wrzesień. Na szczęście, łatwo znalazłam nagranie z przed około dwóch tygodni. Gdy przewijałam szukając odpowiedniego momentu wpadła zdyszana Sarah. Zamknęła drzwi I postawiła pod nimi stół, żeby nie można było ich otworzyć. Dosiadła się do mnie. Gdy znalazlysmy odpowiedni moment miałam ochotę zasłonić oczy, by nie dowiedzieć się prawdy. Zobaczyłam jak Ashton dosiada się do Davida I z diabelskim uśmieszkiem coś mówi, niestety, dźwięk się nie nagrywał. W końcu David uderza Asha I zaczynają się bić. Przerywa to Pan Adams.
-Przecież nie słyszałam co mowili- wzruszyłam ramionami.

wtorek, 17 marca 2015

X: Kłótnia

                               "Nie zawsze światło oznacza dobro, tak jak nie zawsze ciemność                                                                             oznacza dobro"
 
Allison
-Zabij mnie- mruknęłam.- Tylko szybko, proszę- patrzałam na mężczyznę błagalnym wzrokiem.
 -Postaram się- uśmiechnął się smutno.
  Mężczyzna sięgnął po nóż, który do tej pory leżał na drewnianej skrzynce w lewym rogu pomieszczenia. Podchodził do mnie powoli. Zacisnęłam oczy z nadzieją, że to pomoże i nic nie poczuję.  Wbił mi go w serce i chyba je przebił. Krzyczałam od momentu, kiedy czubek noża dotknął mojego ciała. Płakałam, wiszczałam...  Nie wiem nawet, jak mam wyrazić  swój ból, który czułam w tamtym momencie.  Jak przez mgłę widziałam, jak ten mężczyzna wyciąga ze mnie zakrwawiony nóż.  A potem upadłam. Zasnęłam? Umarłam? Wiem tylko, że nie oddychałam, a moje serce nie biło.

                                ***
   Otworzyłam oczy. Miałam wrażenie, jakby we mnie palił się największy pożar świata, jakby w moim ciele wybuchła bomba. Szarpnęłam ręką. Zakuta. Druga tak samo. Nogi miałam wolne, ale na co mi one? Zmarszczyłam czoło i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były z czarnej cegły, tak samo jak podłoga. Przede mną jak z podziemi wyrosły kraty. Czułam się jak zwierze. Zaczęłam krzyczeć.
-NIECH MNIE KTOŚ WYPUŚCI!
  Powtarzałam to jak mantrę przez pięć minut, aż w końcu ujrzałam Pana Adamsa. Otaczało go czworo wampirów- strażników.
-Alison- podniosłam na niego głowę- jak się czujesz?
-Jak sterta gówna-mruknęłam.
-Uspokój się, bo będziesz siedzieć tu póki sama się nie wydostaniesz.
  Od tej strony nie znałam Pana Adamsa, ale przyznam, że podziałało. Zamknęłam się i cała pewność siebie uleciała ze mnie jak powietrze z balonu przekutego szpilką. Skinęłam lekko głową.
-Dobrze. Jesteś zamknięta, bo jesteś niebezpieczna.
-Ja?- spytałam, ale w sumie chyba jednak taka byłam. Czułam rządzę krwi kiełkującą w moim ciele i umyśle. Spojrzałam kolejny raz na łańcuchy i nieznacznie pokręciłam głową.- Co z Sarah?
-Dzisiaj wyszła.
-Tak szybko?
-Allison, minął ponad tydzień. Długo byłaś nieprzytomna.
-Cholera- mruknęłam.- Czyli będziecie mnie tu trzymać dopóki umrę z głodu?
-Co chcesz zjeść?- spytał Pan Adams akcentując ostatnie słowo, a ja spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami, w których kryła się głęboka uraza.- Dajcie jej woreczek- zwrócił się do strażnika.
   Mężczyzna rzucił mi foliowy, mały woreczek z czerwoną substancją w środku, a potem wszyscy odeszli.
-Halo? Jak ja mam to otworzyć?!- zawołałam za nimi, ale nikt nie zawrócił.
    Od krwi dzielił mnie jakiś metr. Zaklęłam pod nosem. Za nic go nie dosięgnę. Opadłam z siadu i leżałam na plecach, na zimnej posadce. Zacisnęłam oczy, a po chwili na powrót zasnęłam.
                                   ***
-Allison- obudził mnie jakiś głos, dopiero po chwili zorientowałam się, że należy do Pana Adamsa.
-Czego chcesz?
-Od kiedy pozwoliłem zwracać się do mnie na Ty?
-Czego pan chce?- ponowiłam, tym razem słodkim głosikiem.
-Jak długo tu leżysz?
-Przecież pan wie. Jakieś półtorej tygodnia- mruknęłam.- Po jaką cholerę rzuciliście mi ten woreczek z krwią, skoro nie mogłam jej dosięgnąć?.

-Wychodzisz- mruknął i odszedł, a strażnik otworzył drzwi.
       Wszedł do środka, schował woreczek, który wciąż tam leżał, a potem powoli mnie rozkuł. Chciałam wybiec jak najszybciej, ale mężczyzna złapał mnie za ramię i pociągnął w tył. Przewróciłam oczami i pozwoliłam zaprowadzić się na górę. Czekała tam na mnie Sarah. Była jeszcze bardziej blada niż zawsze. Jej blond włosy błyszczały tak jak zęby wyszczerzone w szerokim uśmiechu. Brązowe oczy otaczała czerwona obwódka. Rozpostarła ręce, a ja wyrwałam się strażnikowi (który, o dziwo, nie pobiegł za mną) i przytuliłam ją.
-Wyglądasz… nieziemsko- oceniłam ją.
-Ja? Spójrz na siebie- odparła i pociągnęła mnie za rękę do jej pokoju. Zatrzymała mnie przed lustrem.
    Przyjrzałam się sobie. Wcześniej jasnobrązowe, trochę rude włosy stały się ciemne jak czekolada. Błękitne oczy, tak jak w przypadku Sarah, otaczała czerwona barierka. Byłam blada, ale już nie jak moja przyjaciółka.
-Wyglądam…
-Zajebiście- dokończyła, wciąż się szczerząc.
-Sarah… mam pytanie. Widziałaś Davida albo Ashtona?
-Nie- pokręciła głową.- Ale możemy iść do Pana Adamsa, ma słabość do ciebie- gdy spojrzałam na nią morderczym wzrokiem uniosła ręce do góry.- Nie w takim sensie…
-Wątpię, żeby miał ochotę ze mną rozmawiać- mruknęłam.
-Żartujesz? Niedawno wyglądał, jakby zamierzał bić przed tobą pokłony.
-Sama nie wiem- oparłam się o ścianę.- Po Przebudzeniu trochę się pożarliśmy.
-Może boi się, że będziesz chciała przejąć Organizację.
-Ja?
-Jesteś PRAWOWITĄ następczynią.
David
 Słyszałem, że Sarah wyszła, co z Allison nie wiedziałem. Sarah jest moją przyjaciółką, wiec chciałem ją zobaczyć. Wykradłem się z Organizacji. Obszedłem ceglany budynek, aż dotarłem do okna dziewczyny. Było na drugim piętrze. Dzięki wampirzym umiejętnością bez trudu wdrapałem się na górę i wszedłem przez otwarte okno. W środku siedziała nie tylko Sarah, ale i Allison. Nie zauważyły mnie, więc odskoczyłem i trzymałem się parapetu po drugiej stronie jednocześnie przysłuchując się rozmowie.
-Skoro nie chcesz przejąć Organizacji czemu Pan Adams się tak wścieka?
-Nic mu jeszcze nie mówiłam.
-Zejdźmy z tematu, bo zaraz nieźle się wkurzę.
-Jasne- zgodziła się Allison.
-Więc, do jasnej cholery, idziemy szukać Ashtona i Davida?
-Nie musicie- odparłem jednocześnie wskakując do pokoju.
           Sarah rzuciła się na mnie prawie dusząc. Przytuliłem ją. Allison stała w miejscu i przyglądała się z uniesionymi brwiami.
-Podsłuchiwałeś nas- stwierdziła.
-Po prostu chciałem się z wami spotkać.
-Mogłeś jak cywilizowany człowiek wejść przez drzwi!- krzyknęła.- Z resztą! I tak nie usłyszałbyś gorących plotek na swój temat- burknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
-W sumie… mogłeś zapukać, albo coś- stwierdziła Sarah.
-Nie mogłem!
-Nie wrzeszcz na mnie.
-Przepraszam- odparłem.- Pan Adams zakazał mi i Ashtonowi się z wami spotykać po Przebudzeniu.
-Co? Z jakiej racji?
-Pobiliśmy się.
-Ashton cię pobił?- zaśmiała się dotykając mojego podbitego policzka.- Co zrobiłeś?
-Ja?! Czemu wszyscy czepiają się mnie?!- ukryłem twarz w dłoniach siadając na łóżku.
-Ej. Nie zachowuj się jak baba.
-Jasne- skinąłem głową i otrząsnąłem się.- To ten dupek.
-Co powiedział?
-„Jest moją własnością. Jest moją zabawką. Nie kłopocz się Davidzie”- zacytowałem próbując naśladować niski głos sukinsyna.
-Wow.

piątek, 27 lutego 2015

IX: Darker

Chris
Przecież podjąłem decyzję. To jedyny sposób by przeżyć. Pociągnąłem za klamkę i wielkie drzwi się otworzyły. Moim oczom ukazało się nowoczesne wnętrze w czarno- czerwonych kolorach. Zrobiłem krok do przodu i kiedy znalazłem się w środku, wrota zatrzasnęły się.  Serce waliło mi jak oszalałe kiedy do pokoju weszła na oko trzydziestoletnia wampirzyca. Setera Orezo była wysoką brunetką o ciemnych oczach. Szczupła, ale nie wychudzona.  Widziałem ją pierwszy raz. David był do niej tak cholernie podobny!
-Witaj Christopher- przemówiła do mnie łagodnym tonem.- Dlaczego jesteś sam? Powinien być z tobą David.
-Powinien- zacząłem się jąkać- a...ale on nie chciał...
-Gówno prawda!
-N..no dobrze. Nie pytałem go... Ale nie chciałby... Przejmuje się Sarah i tą drugą...
-Tą drugą?- zaciekawiona spytała.- Wiem kim jest Sarah i ona nie stanowi problemu. Ale kim jest ta druga?!
-To.. to- wahałem się.- Allison Homer...
-Allison Homer?
-Homer to nazwisko jej rodziców adopcyjnych...
-Więc jak nazywa się na prawdę?!
-Allison Night. 
-Night? No to wiesz, co musisz zrobić.
Allison
   Siedziałyśmy z Sarah w pokoju i rozmawiałyśmy.  Kiedy moja przyjaciółka zaczęła opowiadać mi o rodzicach, w połowie zdania zamilkła. Zaczęła się dusić. Oparła się o ścianę i próbowała wciągnąć powietrze. Zerwałam się z łóżka rzucając w jej stronę krótkie „trzymaj się” i wybiegłam. Pędziłam po schodach ledwo utrzymując równowagę i wpadłam do gabinetu Pana Adamsa.
-Szybko! Sarah się dusi- krzyknęłam w jego stronę, a on momentalnie zerwał się z krzesła.
    Wróciliśmy prędko do pokoju Sarah. Wyglądała… koszmarnie. Miała czerwone oczy, które zaszły jej krwią. Ledwo zipała i leżała bez ruchu na kanapie. Pan Adams zaklął pod nosem i wystukał coś w telefonie. Ja klęczałam przy Sarah i płakałam, ściskając ją za rękę. Po chwili do pomieszczenia wpadło czterech mężczyzn. Dwaj położyli dziewczynę na nosze i gdzieś z nią odeszli.Nie zdążyłam zapytać o co chodzi, bo pozostali mocno chwycili mnie za nadgarstki. Spojrzałam zdezorientowana na Pana Adamsa, a on uśmiechnął się smutno.
-Matka natura płata nam figle. Przykro mi, Allison. Przebudzenie nastąpi szybciej.
   Zaczęłam płakać i wyrywać się. Nie chciałam tego! Nie…
   Mężczyźni siłą zaprowadzili mnie do pomieszczenia w piwnicy i zakuli w łańcuch. Czułam się jak zwierze. Krzyczałam. Głośno krzyczałam. Do celi wszedł jakiś wampir, którego nie znałam. Był w dziwnym kombinezonie.
-Allison, nikt nie miał okazji ci czegoś wytłumaczyć. Przebudzenie jest bardziej krwawe, niż myślisz. Muszę cię zabić- jęknęłam i pokręciłam głową z nadzieją, że to coś da.- Kiedy jednak księżyc wzejdzie jutro, ty się obudzisz. Możesz też nie zostać zabita, ale wtedy zmienisz się w Darkera.
-Co to Darker?- wychrypiałam.
- To ktoś, kto wygląda jak wampir, ale jest o wiele, wiele niebezpieczniejszy. Nie potrafi się kontrolować. Nie śpi, nie pije. On tylko zabija- odparł.- Ale zwykle sami są przez nas mordowani, tak szybko, jak to możliwe. Ale jeżeli uda im się uciec, najczęściej wstępują do Ich armii.
-Jasne- westchnęłam.- Zabij mnie.

poniedziałek, 9 lutego 2015

VIII: Własność

Allison
 Przebiegłam przez całą długość pokoju i rzuciłam się na szyję chłopaka, a on objął mnie w talii.
-Boże! Ash... Myślałam, że nie żyjesz- wychrypiałam przez łzy.
-Ashton... jest teraz jednym z nas- uśmiechnął się dumny pan Adams.- Wyjaśnijcie sobie wszystko, dzieci- odpowiedział i ulotnił się z pokoju.
-Jak?
-Wszystko Ci wyjaśnię.
   Złapał mnie za rękę i poprowadził do kanapy postawionej w rogu.
- Po wypadku... Myślałem, że to koniec. Byłem taki wkurwiony! Na tego pijanego kierowce, na to, że nie zdążyłem się pożegnać- odetchnął głęboko.- Jechałem do starego domku mojego wuja. To było na odludziu, więc nie liczyłem, że ktoś mnie znajdzie. Byłem pewny, że wykrwawię się na śmierć. Nawet ten przeklęty kierowca! To wszystko jego wina, a on uciekł i nawet nie wezwał pomocy... Znalazł mnie jednak pan Adams. Przemienił mnie. Nigdy nie chciałem być TYM. W sumie, wtedy nie wierzyłem w ich istnienie, ale nie pałałem miłością do tych wszystkich wampirów i wilkołaków z seriali, filmów i książek. Chciałem się zabić.
-Boże- jęknęłam.
-Ale wtedy powiedzieli mi- nie przerywał sobie, mówił dalej- że Ty tu jesteś.  Zgodziłem się zostać i wstąpić w te ich szeregi. I to właściwie koniec tej beznadziejnej opowieści- mruknął i cmoknął mnie w czoło.
      Kiedy pochylił się bardziej, żeby pocałować mnie w usta, odsunęłam się.
-Przepraszam... Ja nie... To wszystko to za dużo na jeden raz- mruknęłam.
-Jasne- uśmiechnął się.- Nie ma sprawy.
    Skinęłam głową. Wyszliśmy z Ashtonem na korytarz. Kiedy poczułam, jak łapie mnie za rękę, zmieszałam się. Mimo to nie wyrwałam ręki. Czułam, że jestem mu to winna. Szłam w ciszy, kiedy to Ashton opowiadał mi swoje „ciekawe” historie z życia wzięte. Wcale nie były ciekawe. Miliony imprez i nic więcej. Boże! On się wcale nie zmienił. Jak ja mogę- a może mogłam- go kochać? Kiedy doszliśmy do schodów puściłam jego rękę rzucając krótkie „idę do Sarah” i zrobiłam, co powiedziałam.
    Zapukałam, a dziewczyna po chwili otworzyła mi drzwi. Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie, prawie dusząc. Pomimo tak krótkiej znajomości, miałam wrażenie, jagbym znała ją kilka lat. Kiedy wreszcie mnie puściła głęboko odetchnęłam. Zaprosiła mnie do środka. Weszłam i usiadłam na fotelu. Sarah wciąż się uśmiechnęła.
-Opowiadaj!
-Co?- byłam zdezorientowana.
-No! Ten facet!
-Ah- mruknęłam. Mogłam się po niej spodziewać, że już o nim wie.- To Ashton.
-Aha…?
-Mój były chłopak.
-Były?- spytała.- Czemu były?
-Bo on –ściszyłam głos- nie żył.
-I się… zmienił?
-Zgadza się- wymusiłam słaby uśmiech.
-Skoro on żyje, to czemu jest były?
- Może dlatego, że myślałam, że nie żyje!- krzyknęłam, ale po chwili się uspokoiłam.- Przepraszam- mruknęłam.
-Jasne- wyszeptała współczująco.
-Po prostu nie wiem czy go jeszcze kocham.
David
Teraz albo nigdy! Podszedłem do chłopaka, z którym rozmawiała Allison.
-Cześć- powiedział niepewnie.- Jestem Ashton.
-David- mruknąłem.
-O co chodzi?
   Wskazałem głową kanapę w “salonie”. Ashton usiadł obok mnie. Chwilę milczałem, ale w końcu ciekawość zwyciężyła.
-Kim jest dla ciebie Allison?
-Allison?- uśmiechnął się z wyższością.- Nie kłopocz się Davidzie. Ona. Jest. Moja. Jest moją własnością. Jest moją zabawką. Jest moją…
      Nie dokończył. Uderzyłem go całą pięścią w twarz. Jego nos krwawił, ale  usta wciąż się śmiały.
-I tak nie powiesz jej tego. Boisz się. Boisz się, że ci nie uwierzy. Że uzna cię za zazdrosnego.
         Nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego. Dziwię się, że dźwięki naszej szarpaniny nie przyprowadziły tu pana Adamsa czy kogoś tam. Aktualnie byłem na dole. Dostałem w brzuch. Syknąłem z bólu ale nie zamierzałem mu popuścić. Kopnąłem go a on przetoczył się po ziemi. Dostał jeszcze dwa razy w twarz, raz w nogę I w gardło. Potem przerwał nam wyżej wspomniany pan Adams.
-Davidzie! Ashtonie! Co tu się do cholery wyprawia?!
   Nie odpowiedzieliśmy. Pan Adams chyba się nie dziwił, bo pokręcił karcąco głową.
-I co ja mam z wami zrobić? Przecież jesteście już dorośli-mruknął.-Chociaż… Za kilka dni Allison I Sarah mają Przebudzenie, prawda?
-Prawda- skinąłem głową.
-Dziewczyny będą przez jakiś czas w izolatce. Zakaz odwiedzin. Półtorej tygodnia po przemianie dopiero będziecie mogli się z nimi zobaczyć.

wtorek, 27 stycznia 2015

VII: Zaginieni

                                                    ALLISON
      Zaczął padać deszcz. Namioty przemakały, więc postanowiłam czekać na zewnątrz. Było zimno, ale słońce lekko muskało moją skórę. Siedziałam na trawie opierając się o belke z drzewa. Trzęsłam się z zimna. Zamknęłam oczy, powoli zasypiałam. Nagle usłyszałam warkot silnika... Co jeśli to Oni?
-Allison! Allison!- to był David. Zauważył mnie i podbiegł. Wstałam a on przytulił mnie.-Allison... Będzie dobrze. Jedziemy do organizacji.
       Skinęłam głową i poszłam do samochodu, wciąż obejmowana przez Davida. Wzięłam jeszcze po drodze torbę. W aucie siedziało kilka wampirów, ale nie zwracali uwagi na moją obecność.
      Organizacja... wielki budynek ogrodzony wysokim murem. Brama otwierana na kod. W środku wyglądało to jak pałac. Skorzystałam z rady Davida i poszłam do gabinetu jakiegoś Pana Adamsa. Zapukałam do drzwi i weszłam.
-Allison!-wstał z krzesła i uśmiechnął się serdecznie.- Siadaj, siadaj. Nie krępuj się. Jesteś tutaj mile widziana.
-Dziękuję.
-Kawy? Herbaty?
-Herbaty- wymamrotałam. Po chwili obok mnie była filiżanka z ciepłym napojem.
-Powiedz mi. Boisz się Przebudzenia?
-Bardzo.
-W Organizacji przechodzi się je lepiej niż w domowych warunkach. Tutaj są specjaliści, którzy od razu pomogą ci się kontrolować- upiłam łyk herbaty.- Pewnie jesteś zmęczona. David zaprowadzi Cię.
     Skinęłam głową i wysiliłam się na uśmiech.
    Przed gabinetem czekał na mnie David. Nie pytał o nic, po prostu w ciszy zaprowadził mnie do mojego pokoju. Przed drzwiami zatrzymałam się.
-Co z Chrisem?
-Nie wiem- wzruszył ramionami.
          Pokiwałam głową i wtedy stało się. David mnie pocałował. Za nim zdążyłam się odwdzięczyć jego już nie było. Stanęłam jak wryta. Otrząsnęłam się szybko i weszłam do pokoju. Było w nim jedynie łóżko, na które się rzuciłam i szafa.
         Czy odwzajemniam uczucia Davida? Może on wcale mnie nie kocha. To mógł być czysto przyjacielski całus. Jak mogłabym go kochać po kilku dniach znajomości? To niemożliwe.  Po śmierci Ashtona w wypadku samochodowym nikogo nie pokochałam i tak powinno zostać. Jestem w środku pokręconego, wampirzego świata, a ja myślę o chłopakach? Skarciłam się w myślach. Ciekawe co z moimi rodzicami. Tymi adopcyjnymi. A co z Chrisem? Dlaczego mnie zostawił? Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie udało mi się. Potem zabrali mi z resztą telefon, bo Oni mogą nas namierzyć. Bałam się. Bałam się wszystkiego. Nie tylko ciemności i pająków, co było moim wiecznym problemem . Bałam się, że stracę życie. I nie tylko ja. Sarah, David, Josh nawet Chris. A ta organizacja? To wszystko brzmi jak ze starego serialu o wampirach!
            David
  Chodziłem po pokoju w tę I z powrotem. Co mi strzeliło do głowy?! Allison nie jest taką dziewczyną, która rzuca się na pierwszego lepszego faceta poznanego kilka dni temu. Chociaż wcale jej nie znam. Może właśnie tak jest? Ale co z Chrisem?
 Zszedłem na dół. Musiałem go odszukać.  On myśli tylko o sobie. O tym, że może umrzeć, a nas ma gdzieś. Kierowałem się do wyjścia, ale powstrzymał mnie ciepły głos Pana Adamsa.
-Davidzie. Proszę, przyprowadź Allison.
-O co chodzi?- zmierzyłem o wzrokiem.
     Obok niego stał wysoki mężczyzna z jasnymi włosami. Był wysoki, wyższy ode mnie. Na oko jakieś sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry. Błękitne oczy. Dalej nie patrzałem. Nie interesuję się nim w TEN sposób.
-Przyprowadź ją. Mamy tu coś- spojrzał na tego gościa- Kogoś kto ją ucieszy.
   Skinąłem głową I ruszyłem po schodach w górę. Kto. To. Do. Cholery. Był. Allison się ucieszy? Czy ja jestem zazdrosny? Miałem ochotę zdzielić się po twarzy, żeby się opamiętać. Zapukałem do drzwi mojej przyjaciółki. Przyjaciółki. Tylko przyjaciółki. Zapukałem. Otworzyła mi. Wyglądała zwyczajnie. Ciemne włosy miała spięte w luźnego koka, przez co było widać jej lekko odstające uszy. Sweterek odkrywający pępek koloru jasnego różu I jeansy.
-Pan Adams czegoś chce. Jest na dole. Chodź.
-Jasne- uśmiechnęła się słabo.
    Zeszliśmy po schodach unikając wzajemnych spojrzeń. Na dole Pan Adams mnie odprawił.
-Dziękuję Davidzie. Możesz iść.
         
Allison
  Spojrzałam na Pana Adamsa.
-Chodź Allison. Ktoś na Ciebie czeka.
  Wykrzywiłam się. Kolejny wampir, który chce mi pomóc? To robi się nudne. Weszliśmy do gabinetu.
-Boże!- krzyknęłam w środku.
______________________________________________

          Zaskakująco szybko udało mi się napisać ten rozdział. Jest krótki, ale jest. Dodatkowo zapraszam was na mojego nowego bloga "Heroine", na którym jest już prolog :3
           

czwartek, 22 stycznia 2015

VI: Wspomnieni

                                        David
        Alli nie odzywała się przez resztę drogi. W pewnym sensie rozumiem ją. Sam nie miałem gładko. Miałem z Nimi kontakt przez większą część swojego życia. I to bliższy kontakt niż z Chrisem.
-Dlaczego nie możemy pojechać do Organizacji?
-Bo to zbyt niebezpieczne- stwierdziłem i popatrzałem na płaczącą Allison.
  Chris kierował ale wskazał ruchem głowy, żebym się przybliżył.  Przekręciłem głowę.
-Bezpieczniej by było zostawić ją tam. Dobrze wiesz, że chodzi Im tylko o nią. My ich nie interesujemy. Po Przebudzeniu Allison przejmie kontrolę nad Organizacją.  W końcu jest córką założycieli.
      Posłałem przyjacielowi zimne, karcące spojrzenie.
         Po godzinie jazdy dojechaliśmy na pole. Było tam kilka namiotów. Wszyscy wzięli swoje torby i pozajmowali namioty. Dziewczyny były w jednym, a ja, Chris i Josh w drugim.  W trzecim namiocie zostawiliśmy torby.
        Zaczął zapadać zmierzch.  Zacząłem się zastanawiać jak to będzie z Przebudzeniem. Powinniśmy zabrać Sarah i Allison do Organizacji, żeby tam je przeszły, ale to zbyt niebezpieczne. W końcu poszedłem w ślad za moimi przyjaciółmi i zasnąłem.
       Byłem w Organizacji. Ja i Allison. Nikt więcej. Przeglądaliśmy archiwalne księgi, gdy nagle drzwi zostały wyważone i weszli Oni. Chciałem uciec, ruszyć się, ale coś mi na to nie pozwalało. Coś krępowało moje ruchy. Allison nie pozostała w miejscu. Doskoczyło do niej troje z Nich. Pewnie jej przyjaciele. Wkładałem w to mnóstwo siły, ale nie potrafiłem nawet unieść nogi, wysunąć kłów. Dziewczyna jednym, zwinnym ruchem rozszarpała mojej przyjaciółce brzuch.  Krzyczałem, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Czarna krew lała się strumieniem z brzucha Allison. Nie żyła. Nie ruszała się, nie oddychała.
   Obudziłem się cały spocony. W realnym świecie też nie krzyczałem, bo Josh i Chris jeszcze spali.  Znalazłem kurtkę i założyłem ją. Wyszedłem z namiotu.Ku mojemu zdziwieniu na pieńku siedziała Allison. Podszedłem do niej i usiadłem obok.
-Czemu nie śpisz?- spytałem.
-Nie potrafię-płakała.- To dzieje się za szybko... Jestem jakimś wampirem, moi przyjaciele to banda złych ścigająca mnie i moich przyjaciół, a moi rodzice to nie moi rodzice- wypowiedziała przez łzy.
-Spokojnie- objąłem ją ramieniem.- Może uda się sprowadzić twoich przyjaciół na dobrą drogę- uśmiechnąłem się, widząc jej zdziwienie odetchnąłem i zacząłem mówić.- Moi rodzice należeli do Nich.
-CO?!
-Cicho- szępnąłem czule.- Wychowywali mnie na morderce. Chcieli żebym zabijał takich jak ty, Sarah, Chris, Josh... Kiedy miałem czternaście lat, zrozumiałem, że to nie to. Większość dzieci Nich jest szczęśliwych idąc w ślady rodziców ale nie ja. Uciekłem. Schronienie znalazłem najpierw w Organizacji, a potem przygarnęła mnie pewna kobieta. Zabili ją..
-David, tak mi przykro...
-Nie. Najgorsze co możesz robić to mi współczuć.
- Głupio mi.
-Niby dlaczego?
-Marudzę, że moi przyjaciele są Nimi... a twoi rodzice... Dlaczego w ogóle Oni? Czy to nie ma jakiejś nazwy?
-Określają siebie Walecznymi.  Ale nikt poza nimi nie używa tej nazwy.
                                Dwa dni później
                     Allison
       Siedzieliśmy na polu kolejny dzień. Dzisiaj mieliśmy podjąć ostateczną decyzję co do wyjazdu. Rankiem wszyscy zebraliśmy się wokół miejsca na ognisko.
- Wymyśliłem z Joshem pewien pomysł- zaczął Chris.- Jeżeli większość się zgodzi, zrealizujemy go.
-Allison. Nie bierz tego do siebie- Josh przechylił głowę.- Lepiej będzie, jeśli odwieziemy Sarah do Organizacji. Oni szukają Ciebie. David i ja odwieziemy Cię- spojrzał na Sarah.- Allison zostanie z Chrisem. W Organizacji zasięgniemy porady, co z tobą zrobić.
         Serce mi stanęło. Rozpoczęło się głosowanie. Kto się zgadza, ma podnieść rękę do góry. Chris i Josh byli na tak, Sarah i David na nie. Tak będzie lepiej. Podniosłam rękę.
         Do końca dnia nikt się nie odzywał do mnie. Wszyscy byli spakowani i mieli wyjechać o północy. Chciałam przemyć twarz w rzece nieopodal, więc wyszłam z namiotu i ruszyłam w jej kierunku. Jednak ktoś przytrzymał mi rękę. Tym kimś był David.
-Co ty zrobiłaś? Dlaczego to zrobiłaś?!
-Tak będzie lepiej- starałam się być twarda, ale po policzkach leciały mi łzy.
-A jeżeli Oni cię znajdą? Chris może sobie poradzi… Ale ty nie masz szans.
-Dzięki, że we mnie wierzysz- oburzyłam się.
-Alli- ujął mnie za podbródek tak, że teraz mogłam spojrzeć mu w oczy.-Zależy mi na tobie.
-David! Jedziemy!- krzyknął Josh.
-Powodzenia.
    I odszedł. Zostałam z Chrisem. Siedział przy rozpalonym ognisku i piekł jakiegoś królika.
-Nie powinnaś zbliżać się do Davida.
-Co?
     Ale mi nie odpowiedział. Wrócił do namiotu. Zrobiłam to samo. Położyłam się i zasnęłam.
           Kiedy się obudziłam, sprawdziwał godzinę na zegarku. Zbliżała się 11. Wyszłam z namiotu. Chrisa nigdzie nie było.
-Chris?!- moje krzyki nie dawały efektu.
            Sprawdziłam jego namiot. Pusty. Sprawdziłam namiot z torbami. Została tylko moja.

                              David
              Wkrótce dojechaliśmy do Organizacji. Dostaliśmy pokoje, poszliśmy do nich i się rozpakowaliśmy. Jutro miała zapaść decyzja co do Allison. Przebrałem się i zadzwoniłem do Chrisa.
-Wszystko ok? Nie znaleźli was?
-Nie, wszystko jest ok- odparł.- A jak decyzja?
-Zapadnie jutro.
              Pożegnaliśmy się. Kiedy już miałem odwiedzić przyjaciół, mój telefon się odezwał. Może to Chris? Nie. To Allison. Pewnie mój przyjaciel powiedział, że dzwoniłem.
-Halo?- zapytałem.
-Jest u was Chris?- jej głos drżał.
-Nie…  Jest z tobą.
-Nie ma go! Nie ma… obudziłam się… Nigdzie go nie ma… Nie ma torby…
-Cholera! Dobrze się czujesz? Nikogo nie ma w pobliżu?
-Nie… chyba nie. Nie wiem co robić. David!
-Spokojnie- mówiłem, chociaż sam gotowałem się w środku. Porozmawiam z Chrisem, z Organizacją. Nie ruszaj się z miejsca!
     Rozłączyła się. Pobiegłem do sekretarki.  Kazała mi porozmawiać z Panem Adamsem. Wszedłem do jego biura i opowiedziałem o sytuacji. Był wystraszony. Allison była ważna. Dla niego stracić ją, to jak stracić skarb. Chociaż się nie znali, martwił się o nią. Nie rozumiem dlaczego. Pewnie lubił jej ojca.
-Zadzwoń do Chrisa. Wyślę patrol. Pojedziemy po nią.
-Mogę jechać?
-David…
-Błagam… Panie Adams… Błagam!- niemal krzyczałem.
-Dobrze, ale pośpiesz się.
          Wyszedłem. Po chwili przyszło czworo wampirów. Uzbrojonych. Weszliśmy do samochodu. Usiadłem z tyłu i zadzwoniłem do Chrisa.
-Co jest Davie?
-Dzwoniła Allison.
-Cholera- syknął.- Stary…
-Gdzie jesteś?!
-Nie ważne. Nie wiem jak ty, ale ja chcę żyć. A wiesz, że z nią nie pożyjesz długo.
____________________________________
 
 Jestem tak zadowolona z tego rozdziału! Nie jest najlepszy, są dziesiątki lepszych blogów, ale ja jestem z siebie dumna, gdyż nie piszę najlepiej :)
     Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo nie mam ani czasu, ani weny, żeby go napisać.