wtorek, 17 marca 2015

X: Kłótnia

                               "Nie zawsze światło oznacza dobro, tak jak nie zawsze ciemność                                                                             oznacza dobro"
 
Allison
-Zabij mnie- mruknęłam.- Tylko szybko, proszę- patrzałam na mężczyznę błagalnym wzrokiem.
 -Postaram się- uśmiechnął się smutno.
  Mężczyzna sięgnął po nóż, który do tej pory leżał na drewnianej skrzynce w lewym rogu pomieszczenia. Podchodził do mnie powoli. Zacisnęłam oczy z nadzieją, że to pomoże i nic nie poczuję.  Wbił mi go w serce i chyba je przebił. Krzyczałam od momentu, kiedy czubek noża dotknął mojego ciała. Płakałam, wiszczałam...  Nie wiem nawet, jak mam wyrazić  swój ból, który czułam w tamtym momencie.  Jak przez mgłę widziałam, jak ten mężczyzna wyciąga ze mnie zakrwawiony nóż.  A potem upadłam. Zasnęłam? Umarłam? Wiem tylko, że nie oddychałam, a moje serce nie biło.

                                ***
   Otworzyłam oczy. Miałam wrażenie, jakby we mnie palił się największy pożar świata, jakby w moim ciele wybuchła bomba. Szarpnęłam ręką. Zakuta. Druga tak samo. Nogi miałam wolne, ale na co mi one? Zmarszczyłam czoło i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były z czarnej cegły, tak samo jak podłoga. Przede mną jak z podziemi wyrosły kraty. Czułam się jak zwierze. Zaczęłam krzyczeć.
-NIECH MNIE KTOŚ WYPUŚCI!
  Powtarzałam to jak mantrę przez pięć minut, aż w końcu ujrzałam Pana Adamsa. Otaczało go czworo wampirów- strażników.
-Alison- podniosłam na niego głowę- jak się czujesz?
-Jak sterta gówna-mruknęłam.
-Uspokój się, bo będziesz siedzieć tu póki sama się nie wydostaniesz.
  Od tej strony nie znałam Pana Adamsa, ale przyznam, że podziałało. Zamknęłam się i cała pewność siebie uleciała ze mnie jak powietrze z balonu przekutego szpilką. Skinęłam lekko głową.
-Dobrze. Jesteś zamknięta, bo jesteś niebezpieczna.
-Ja?- spytałam, ale w sumie chyba jednak taka byłam. Czułam rządzę krwi kiełkującą w moim ciele i umyśle. Spojrzałam kolejny raz na łańcuchy i nieznacznie pokręciłam głową.- Co z Sarah?
-Dzisiaj wyszła.
-Tak szybko?
-Allison, minął ponad tydzień. Długo byłaś nieprzytomna.
-Cholera- mruknęłam.- Czyli będziecie mnie tu trzymać dopóki umrę z głodu?
-Co chcesz zjeść?- spytał Pan Adams akcentując ostatnie słowo, a ja spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami, w których kryła się głęboka uraza.- Dajcie jej woreczek- zwrócił się do strażnika.
   Mężczyzna rzucił mi foliowy, mały woreczek z czerwoną substancją w środku, a potem wszyscy odeszli.
-Halo? Jak ja mam to otworzyć?!- zawołałam za nimi, ale nikt nie zawrócił.
    Od krwi dzielił mnie jakiś metr. Zaklęłam pod nosem. Za nic go nie dosięgnę. Opadłam z siadu i leżałam na plecach, na zimnej posadce. Zacisnęłam oczy, a po chwili na powrót zasnęłam.
                                   ***
-Allison- obudził mnie jakiś głos, dopiero po chwili zorientowałam się, że należy do Pana Adamsa.
-Czego chcesz?
-Od kiedy pozwoliłem zwracać się do mnie na Ty?
-Czego pan chce?- ponowiłam, tym razem słodkim głosikiem.
-Jak długo tu leżysz?
-Przecież pan wie. Jakieś półtorej tygodnia- mruknęłam.- Po jaką cholerę rzuciliście mi ten woreczek z krwią, skoro nie mogłam jej dosięgnąć?.

-Wychodzisz- mruknął i odszedł, a strażnik otworzył drzwi.
       Wszedł do środka, schował woreczek, który wciąż tam leżał, a potem powoli mnie rozkuł. Chciałam wybiec jak najszybciej, ale mężczyzna złapał mnie za ramię i pociągnął w tył. Przewróciłam oczami i pozwoliłam zaprowadzić się na górę. Czekała tam na mnie Sarah. Była jeszcze bardziej blada niż zawsze. Jej blond włosy błyszczały tak jak zęby wyszczerzone w szerokim uśmiechu. Brązowe oczy otaczała czerwona obwódka. Rozpostarła ręce, a ja wyrwałam się strażnikowi (który, o dziwo, nie pobiegł za mną) i przytuliłam ją.
-Wyglądasz… nieziemsko- oceniłam ją.
-Ja? Spójrz na siebie- odparła i pociągnęła mnie za rękę do jej pokoju. Zatrzymała mnie przed lustrem.
    Przyjrzałam się sobie. Wcześniej jasnobrązowe, trochę rude włosy stały się ciemne jak czekolada. Błękitne oczy, tak jak w przypadku Sarah, otaczała czerwona barierka. Byłam blada, ale już nie jak moja przyjaciółka.
-Wyglądam…
-Zajebiście- dokończyła, wciąż się szczerząc.
-Sarah… mam pytanie. Widziałaś Davida albo Ashtona?
-Nie- pokręciła głową.- Ale możemy iść do Pana Adamsa, ma słabość do ciebie- gdy spojrzałam na nią morderczym wzrokiem uniosła ręce do góry.- Nie w takim sensie…
-Wątpię, żeby miał ochotę ze mną rozmawiać- mruknęłam.
-Żartujesz? Niedawno wyglądał, jakby zamierzał bić przed tobą pokłony.
-Sama nie wiem- oparłam się o ścianę.- Po Przebudzeniu trochę się pożarliśmy.
-Może boi się, że będziesz chciała przejąć Organizację.
-Ja?
-Jesteś PRAWOWITĄ następczynią.
David
 Słyszałem, że Sarah wyszła, co z Allison nie wiedziałem. Sarah jest moją przyjaciółką, wiec chciałem ją zobaczyć. Wykradłem się z Organizacji. Obszedłem ceglany budynek, aż dotarłem do okna dziewczyny. Było na drugim piętrze. Dzięki wampirzym umiejętnością bez trudu wdrapałem się na górę i wszedłem przez otwarte okno. W środku siedziała nie tylko Sarah, ale i Allison. Nie zauważyły mnie, więc odskoczyłem i trzymałem się parapetu po drugiej stronie jednocześnie przysłuchując się rozmowie.
-Skoro nie chcesz przejąć Organizacji czemu Pan Adams się tak wścieka?
-Nic mu jeszcze nie mówiłam.
-Zejdźmy z tematu, bo zaraz nieźle się wkurzę.
-Jasne- zgodziła się Allison.
-Więc, do jasnej cholery, idziemy szukać Ashtona i Davida?
-Nie musicie- odparłem jednocześnie wskakując do pokoju.
           Sarah rzuciła się na mnie prawie dusząc. Przytuliłem ją. Allison stała w miejscu i przyglądała się z uniesionymi brwiami.
-Podsłuchiwałeś nas- stwierdziła.
-Po prostu chciałem się z wami spotkać.
-Mogłeś jak cywilizowany człowiek wejść przez drzwi!- krzyknęła.- Z resztą! I tak nie usłyszałbyś gorących plotek na swój temat- burknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
-W sumie… mogłeś zapukać, albo coś- stwierdziła Sarah.
-Nie mogłem!
-Nie wrzeszcz na mnie.
-Przepraszam- odparłem.- Pan Adams zakazał mi i Ashtonowi się z wami spotykać po Przebudzeniu.
-Co? Z jakiej racji?
-Pobiliśmy się.
-Ashton cię pobił?- zaśmiała się dotykając mojego podbitego policzka.- Co zrobiłeś?
-Ja?! Czemu wszyscy czepiają się mnie?!- ukryłem twarz w dłoniach siadając na łóżku.
-Ej. Nie zachowuj się jak baba.
-Jasne- skinąłem głową i otrząsnąłem się.- To ten dupek.
-Co powiedział?
-„Jest moją własnością. Jest moją zabawką. Nie kłopocz się Davidzie”- zacytowałem próbując naśladować niski głos sukinsyna.
-Wow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz